bitwa

Przyznam, że czasem dopada mnie smutek, jak zasiadam do napisania kolejnej notki i uświadamiam sobie, że od poprzedniego wpisu minęły już prawie 3 miesiące! ;) Tym bardziej dziękuję, że przy mnie trwacie i wytrwale odwiedzacie to miejsce, nawet w chwilach 'blogiej' ciszy. Ta cisza, co pewnie mogliby powiedzieć wszyscy, którzy są ze mną "na bieżąco":), ma niewiele wspólnego z tempem, w jakim żyłam w tym czasie. Oglądam się za siebie i odczuwam zmęczenie i poczucie sukcesu, podobne chyba do tego, jakie musiała odczuwać Justyna Kowalczyk w walce o złoto! Moim medalem są jednak słowa Synka, który powiedział do mnie dwa dni temu: "Jestem z Ciebie dumny, Maamoo!".
Moje refleksje biegną teraz ku temu czego mi było w tym czasie najbardziej potrzeba i co najczęściej było wystawiane na próbę - wytrwałość. Kiedyś moja dobra znajoma powiedziała mi, że problemy nie chodzą parami, tylko stadami. W tamtym czasie przychodziły do mnie parami, więc nie bardzo przyjęłam to do siebie, ale i na moje stado przyszedł czas ;) Choć to stado wyobrażam sobie teraz bardziej jak smoka, z nieograniczoną ilością głów, które i trudno odciąć i jeszcze szybko wyrastają nowe. Więc... pod koniec zeszłego roku przybył do mnie ów smok i się porządnie zadomowił. Kiedy już wydawało się, że z jedną głową daję sobie radę, wyrastała kolejna, albo i ta pierwsza okazywała się zachowywać w całkiem dobrej formie. Walka, trud, znój, dużo negatywnych emocji. A do tego wiele ról i obowiązków, które chciałam pełnić na co najmniej 150%. Myślę, że jak klasyczna królewna (tak też nazywa mnie syn. Fajnie, nie? :) władająca mieczem i jeszcze kilkoma innymi technologiami, w którymś momencie odczułam, że potrzebuję wytchnienia, choćby na ziarenku grochu... Niestety smok atakował wciąż i wciąż, nie bardzo zważając na moje potrzeby. I kiedy moje siły były już na wyczerpaniu, a może nawet się wyczerpały, pojawiło się wsparcie! Najbardziej wykazał się mój Zaprzysiężony Rycerz, ale było też wiele wspaniałych wróżek i czarodziei, którzy potrafili dotknąć dobrą myślą, gestem i dodać wiatru w żagle. Otrzymałam pomoc, bo może byłam gotowa o nią prosić i ją przyjąć? Tak. I razem pokonaliśmy smoka!
Chcę jeszcze jednak napisać parę słów o wytrwałości, której potrzebna jest wiara i nadzieja. To je trzeba karmić - u siebie, u innych, abyśmy nie ustali w drodze. Czasem nie zdajemy sobie sprawy jak wiele może od nas zależeć. Np. że jeden mocny uścisk może kogoś obudzić do życia, wysłuchanie, zrozumienie, zauważenie, szacunek - potrafią rozpalić na nowo gasnący płomień. I jasne, że nie każdy to doceni, nie żyjemy w idealnym świecie... ale nigdy nie wiesz, czy dla tej jednej osoby, w tej właśnie chwili, nie warto zaryzykować i zawalczyć, tak jak tylko TY potrafisz.


Komentarze

Popularne posty